Wróć do: Ural Team Piotrków Tryb.

IV etap mistrzostw Litwy i Łotwy w retrosidecarcrossie - Gargzdai (Gorżdy) 14.07.2012

Gargzdai 2012

W tym roku mija pierwsza rocznica, jak zaczęliśmy się ścigać z Litwinami w retrocrossie. Po dotarciu do miasta Gargzdai od razu kierujemy się na miejsce zlotu motocyklowego, organizowanego przez Vorai MC. Na miejscu imprezy okazuje się, że jesteśmy sami - nie ma nikogo z organizatorów. Jedziemy więc na zakupy do marketu, gdzie spotykamy Przemka z Ulą i dziećmi, którzy na motocyklach spędzają urlop na litewskim wybrzeżu.

Po powrocie rozbijamy namiot i jemy spóźnione śniadanie. Okazuje się, że na zlot do Vorai MC przyjeżdżają też chłopaki z klubu Gryf i Steel Roses z Polski. Obiecują kibicować nam nazajutrz na trasie.

Nazajutrz wcześnie rano jedziemy na tor. Większość załóg jest już na miejscu, w międzyczasie zjeżdżają się inni. Zajmujemy dokładnie to samo miejsce, co w zeszłym roku. Po przywitaniu się z kumplami idziemy do biura rejestracji zawodników. Tam wszystko przechodzi gładko; nawet nie sprawdzają naszych hamulców (na pytanie sędziego, czy mamy dobre hamulce, prezes Vorai odpowiada "nie musisz sprawdzać - u nich hamulec jest"☺).

Gargzdai 2012

Prezes nie kłamał - maszyna jest przygotowana na 100 procent. Ponieważ treningi mają się odbywać za prawie godzinę, idziemy obejrzeć, co nowego w naszej klasie. Przyjeżdża nowa załoga na standardowym, fabrycznym krosowym Uralu w zielonym kolorze i dwa nowe zespoły na Dnieprach. Oprócz nich są nasi znajomi z Możejek (numer 111), ekipa z Nociunai w silnym składzie dwóch maszyn (numer 8 i 16). Nie ma niestety lidera, Arnolda (numer 41). Ale nawet bez niego klasa 750 SP obsadzona jest silnie; co prawda nic nie wiemy o możliwościach debiutantów, jednak nikogo nie możemy lekceważyć. Łazimy więc pomiędzy maszynami, podglądając zastosowane rozwiązania techniczne.

Gargzdai 2012

Trening przeprowadzamy zgodnie z naszym sprawdzonym sposobem: po prostu próbujemy jechać najszybciej, jak się da. To pozwala nam poznać jak najlepiej tor i wszystkie na nim pułapki. Tym razem, żeby podkręcić emocje, organizator zadecydował, że jazda będzie się odbywać w przeciwnym kierunku, niż w zeszłym roku. Na nic więc nasza opracowana w domu taktyka.

Szczególnie trudny jest start, gdyż już po paru metrach jest skręt pod ostrym kątem w lewo. Muszę też napisać o głębokich kałużach, które są na kilku zakrętach i które na pewno utrudnią nam życie w czasie wyścigu.

Tymczasem obserwujemy start najniższej klasy, mopedów i 125-tek. Zwracam szczególną uwagę na sposób podawania komend do startu; nie ma tabliczek z napisami "15" i "5" i "START", jest za to zegar odmierzający sekundy; ostatnie 5 sekund zamalowane jest na tarczy na czarno i po wejściu wskazówki na czarne pole trzeba już tylko patrzeć na bocznego sędziego, kiedy opuści bramkę. Dziwne to trochę, wolałbym stary system ale niech tam.

Po najmniejszych pojemnościach jedzie klasa "solo retro" i w zasadzie już powinniśmy się przygotowywać do startu. Boguś jeszcze uzupełnia paliwo po treningu, sprawdza olej i już jedziemy na linię startową.

Jedziemy z klasą 350SP; my w pierwszym rzędzie, oni w drugim; razem do startu staje 11 maszyn.

Gargzdai 2012

Zbliża się ten moment, odpalam silnik i obserwuję zegar kontrolny. Wokół wysoki dźwięk dwusuwów i bugot 750-tek, śmierdzi spalonym olejem, a ja się denerwuję procedurą startową. Wreszcie wskazówka zegara wchodzi na czarne pole, jeszcze pięć sekund i opada bramka - START!

Gargzdai 2012

Głupio to teraz napisać, ale nie pamiętam tych paru sekund po starcie; wyniosło nas lekko na prawo i, zanim złapaliśmy przyczepność, kilka maszyn nas wyprzedziło. Bierzemy pierwsze dwa zakręty we w miarę zwartym peletonie, kiedy Szymek ślizga się na wózku i prawą nogą wypada za wózek. Musimy zwolnić - udaje mu się wciągnąć na pokład i teraz musimy nadrobić straty. W tej krytycznej dla nas chwili wyprzedziło nas parę załóg, dlatego też musimy ich dogonić za wszelką cenę.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Jak się okazuje, wszyscy jadą sporo szybciej, niż my na treningu, co oznacza jedno - musimy przyspieszyć. Przez pierwsze dwa okrążenia popełniam parę błędów i tylko dzięki wspaniale pracującemu silnikowi, sportowej skrzyni i dyfrowi "siódemce" utrzymujemy się w stawce. Dodatkowo wyprzedzają nas dwie 350-ki. Jednak już od trzeciego okrążenia zaczynamy się "wjeżdżać" w tor; w międzyczasie niektórzy zwalniają, inni dają się wyprzedzić, a my tylko i wyłącznie przyspieszamy kółko za kółkiem. Skutkuje to tym, że powoli odrabiamy straty i wychodzimy na czoło.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012 Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Gdzieś po drodze mijamy w zaciętej walce dwa zielone Iże; wykorzystuję przewagę przyspieszenia na wyjściu w łuku i już mamy ich za sobą. Poza tym w sumie niewiele pamiętam z pierwszego kółka, bo zajęty byłem pilnowaniem jak najlepszego toru i kiedy sędzia machnął flagą w szachownicę byłem zdziwiony, że to już.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Zjeżdżamy do boksu. Szymek nawet specjalnie się nie zmęczył, ja w sumie też nie czuję zmęczenia. Nawet nie wiemy, którą mamy pozycję. Jest jakieś nieporozumienie, ale że niewiele rozumiemy, czekamy spokojnie na wyniki. Zdejmujemy mokre łachy i idę popatrzeć, jak inne załogi. Ósemce pękła rama i teraz będzie musiał jechać dość ostrożnie; "111" uszkodził się akumulator i wymieniają go na samochodowy. Reszta ekipy jest, jak się wydaje, OK.

Gargzdai 2012

Boguś dolewa oleju do silnika i benzyny do baku a my odpoczywamy.

Po przerwie idę popatrzeć na wyścig małych pojemności, ale gdy na start podjeżdżają zawodnicy klasy Solo Retro wracam do boksu i ubieramy się ponownie w ochraniacze.

Nastroje są bardzo bojowe, maszyna pracowała bez zarzutu, tylne zawieszenie Ohlinsa działa po prostu super - toteż i tremy jest jakby mniej.

Stajemy teraz zgodnie z miejscami wywalczonymi w pierwszym biegu; sędzia zaprasza nas do pierwszej linii.

Gargzdai 2012

Odpalenie silników i wszyscy czekamy na komendę do startu. Bramka opada i znowu jedynka, zaraz szybko dwójka i na łuku, uderzani z prawej przez dwusuwową "69", a z lewej przez załogę z numerem "8", zaliczamy zderzenie na pierwszym lewym zakręcie, jednak nasza maszyna nie traci przyczepności, a ja w przeciwieństwie do poprzednich naszych występów w ogóle nie zatrzymuję się, tylko szybko redukuję na jedynkę i daję gazu do dechy.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Rozpychając się w korku, wyskakujemy na prostą. Już lecimy na trójce, już jest czwórka i doganiamy uciekinierów z peletonu. Na czwartym łuku załoga przed nami wpada w ogromną kałużę, woda chlapie na nas, a ja czuję, że mam mokre wszystko łącznie z majtkami. Mimo to nie zwalniamy; cały czas siedzimy im na ogonie.

Gargzdai 2012

Nagle silnik zaczyna się krztusić; przerywa, pracuje nierówno! Woda - dostała się jakoś do gaźnika, mimo specjalnego, szczelnego filtra powietrza! Kolejne trzy łuki pokonujemy na jednym garnku. Jak na złość wtedy, kiedy zaczęło nam tak dobrze iść, taki pech! Ale nie odpuszczamy; przecież zassał na pewno jakąś kropelkę, filtr nie puści więcej, to nie oryginał, który chłonie wodę jak gąbka. Połowę okrążenia pokonujemy wlekąc się ledwo, ledwo. Nagle czuję, że drugi garnek zaczyna się odzywać! Oznacza to, że przepalił wodę, wciągnął ją, teraz jeszcze trochę i pójdzie! Na przemian łapie i przestaje pracować, aż nagle zaskakuje i odzyskujemy pełną moc! Pół okrążenia straty, ale to dopiero początek. Nadrobimy.

Gargzdai 2012

W największy łuk wchodzimy na czwórce z maksymalną prędkością; kolejny zakręt pokonujemy w takim samym tempie. Zauważam, że nasza wzajemna współpraca wychodzi wspaniale; chyba pierwszy raz tak doskonale zgrywamy składanie się w zakrętach. Przed nami załoga na bordowym Dnieprze; zarzuca ich i widzę, jak koziołkując wylatują z trasy z nasypu w krzaki. Nie zatrzymujemy się, mam tylko nadzieję, że nic im się nie stało. Na kolejnym okrążeniu mijamy załogę z numerem "8" i kogoś z klasy "350"; dublujemy jakąś załogę na Uralu.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Jednak najostrzej walczą chłopaki z Możejek. Jadą na standardowym przełożeniu i na prostej mają przewagę szybkości maksymalnej. Jednak w łukach doganiamy ich bez problemu. Cóż z tego, jeśli na prostej znowu nam odchodzą! Nasze przełożenia powodują, że prędkość maksymalna wynosi około 56km/h, oni mogą spokojnie dojść do 90km/h. Póki co, nie rozpędzą się jednak tak ostro; przed każdym zakrętem muszą jednak zwolnić i zredukować bieg. Mija kolejne okrążenie i a oni są cały czas przed nami. Jest jednak taki fragment trasy, gdzie doganiamy ich bez żadnego problemu; łagodny zakręt w prawo połączony z podjazdem pod górę. Wjeździliśmy się już z Szymkiem tak mocno w tor, że na tym kawałku odrabiamy straty z całego okrążenia. Już wiem, gdzie zaatakujemy Możejki.

Gargzdai 2012

Przejeżdżamy najdłuższy łuk przed publiką, krótka prosta, lewy łuk, prawy, kałuża i jakie piękne zrządzenie losu: "111" chce zdublować "350"-kę i, zamiast wykorzystać przewagę prędkości, jedzie po wewnętrznej zakrętu, trzymając się za nimi! Takiej gratki nie możemy przepuścić! Na maksymalnej prędkości mijamy ich po zewnętrznej i za chwilę już rwiemy po prostej. W następny łuk wchodzimy już po prostu książkowo i wychodzimy na czoło. Nie bardzo orientuję się, którzy jesteśmy w stawce, ale wiem, że na pewno w pierwszej trójce. Boguś z trybuny pokazuje, że jest OK; sędzia macha flagą - koniec wyścigu. Zjeżdżamy z toru machając polskim kibicom. Humory dopisują; myślę, że staniemy na podium.

Gargzdai 2012 Gargzdai 2012 Gargzdai 2012

Przychodzą do nas Łotysze i gratulują dobrego wyścigu; przychodzą też nasi koledzy z Litwy. Przyznam szczerze, że takie pochwały w ustach tych, na których się wzorowaliśmy, są dla nas szczególnie miłe.

W sumie to nawet nie jesteśmy zmęczeni, a Szymek stwierdza, że mógłby pojechać jeszcze raz. To jest właśnie postęp. W zeszłym roku byliśmy ostatni, a drugiego biegu nie ukończyliśmy z powodu zmęczenia koszowego; dziś jest zupełnie inaczej.

Po kąpieli w jeziorku wracamy na zlotowisko. Grają jakieś lokalne kapele; ale kiedy prezes Vorai, Oblus, ogłasza wyniki, wszyscy nasłuchujemy z uwagą. Trzecie miejsce zajmują chłopaki z Możejek, drugie z Nociunai, a pierwsze - tu prezes robi znaczącą pauzę - pierwsze zajęli Polacy! Jak się okazuje, w pierwszym biegu mieliśmy drugą pozycję, w drugim byliśmy pierwsi, co sumarycznie daje nam pierwsze miejsce!

Gargzdai 2012

Wszyscy nam gratulują, bo walka była zacięta, ale uczciwa - tym bardziej cieszą nas dyplomy i puchary.

Potem następuje część artystyczna; grają dalej litewskie zespoły rockowe, a my spędzamy czas w towarzystwie naszych rywali.

Dopiero w niedzielę dociera do nas, że faktycznie wygraliśmy ten wyścig.

Organizatorom dziękujemy za miło spędzony czas i dobrze przygotowaną imprezę, a sponsorom - firmie Szlachet-Stal, Żwirowni Moników, Oldtimer Koni i wszystkim pozostałym, niewymienionym tutaj darczyńcom - za wsparcie finansowe.


Napisał Brzytwa

Zdjęcia: Boguś