Wróć do: Ural Team Piotrków Tryb.

V etap Mistrzostw Retrosidecarcross - Gargzdai, 13.07.2013

Gargzdai 2013

Nie mieliśmy możliwości uczestniczyć w IV etapie w miejscowości Kupiszki, tym bardziej więc chcieliśmy wziąć udział w kolejnym etapie w miejscowości Gargzdai.

W miejscu tym ścigaliśmy się już dwukrotnie, raz nawet zajęliśmy pierwsze miejsce. Teraz mieliśmy wiadomość od klubu "Vorai", że tym razem wyścig odbędzie się na innym torze. Z ciekawością więc pojechaliśmy obejrzeć nową trasę. Dzień wcześniej padał deszcz i ziemia na torze była rozmiękła. Nie to jednak nas zmartwiło - na trasie były dwa ostre zakręty pod górę w prawo - bardzo strome i na gliniastym podłożu. Miałem poważne obawy, czy po kilkukrotnym przejechaniu toru wszyscy będą mieli siłę wjechać na szczyt, czy też ktoś nie zostanie wpół drogi. Ponieważ w tych dwóch miejscach było bardzo wąsko, o wypadek nie byłoby trudno. Już kilka razy mieliśmy takie zderzenie na torze i nie ukrywam, że zawsze boję się takich momentów.

Trudno, jakoś to będzie. Tymczasem więc jedziemy do Kłajpedy nad morze, poleżeć na plaży i wykąpać się w Bałtyku. Potem wracamy na miejsce biwaku i rozbijamy namioty. Tradycyjnie już w tym samym czasie odbywa się klubowa impreza "Vorai" połączona z koncertem, więc na miejscu zastajemy członków klubu rozstawiajacych scenę. Wieczór mija nam na wesołych pogawędkach z litewskimi kolegami.

Gargzdai 2013

Nazajutrz wstajemy wcześnie rano i jedziemy na tor. Montujemy nasz namiot firmowy i przygotowujemy się do startu. W naszej klasie jedzie sześć maszyn - ci, których się obawiamy najbardziej, to oczywiście "16"--ka i "9" z Nociunai oraz "44"-ka z silnikiem CZ. Jest też nowa ekipa na białym Uralu, którą widzę po raz pierwszy. Tradycyjnie już jedziemy z klasą "350"-tek.

Już nawet nie oglądam wcześniejszych biegów solówek, tylko przygotowujemy się na trening. Na trasie potwierdzają się moje obawy - te dwie górki są bardzo śliskie i, żeby wskoczyć na ich grzbiet, trzeba osiągnąć na dole wysoką prędkość. Jednak prędkość ograniczana jest przez poślizg tylnego koła na rozmiękłej glinie, a dodatkowo siła odśrodkowa wynosi zaprzęg na lewo powodując dodatkową utratę pędu. W tej sytuacji zatrzymanie się na zboczu spowoduje zderzenie, o ile jakieś załogi będą trzymać się blisko siebie.

Wracamy z treningu; Boguś z Marcinem czyszczą cylindry z błota, a ja z Szymkiem popijamy kwas chlebowy. Jedziemy na dyfrze "8" i kole 18", ponieważ w "7" rozpadł się zabierak. Nie miałem czasu tego naprawić, więc zapakowałem fabryczny, standardowy dyfer. Na trasie daje sobie spokojnie radę - zresztą my też poprawiliśmy technikę i jeździmy szybciej. Niejednokrotnie "czwórka" na "siódemce" to było już dla nas za wolno.

Gargzdai 2013

Oczekiwanie na pierwszy bieg dłuży się niemiłosiernie. Wreszcie, kiedy okazuje się, że to już, musimy błyskawicznie wskoczyć w ciuchy, bo przegapiliśmy ten moment. Szybko podjeżdżamy na linię startu. Nie muszę Wam chyba mówić, że ziemia na linii startu była kompletnie rozmiękczona i zryta. Jako że wygrzebaliśmy się ostatni, zajmujemy kiepściutkie miejsce jako pierwsi z lewej. Nic to - myślę sobie - na tym torze wygra spokojna, konsekwentna jazda.

Gargzdai 2013

Chyba pierwszy raz od wielu wyścigów jestem przy starcie spokojny - 15, 5 - wbijam bieg i już rwiemy do przodu. Koło kopie się przez kilka sekund w brei i zanim wygrzebujemy się na twardszy grunt, tracimy paręnaście metrów do lidera. Już po chwili ustala się kolejność w peletonie. Trudno kogokolwiek dogonić, za to łatwo stracić pozycję. Na kolejnym okrążeniu zbliżamy się do owej feralnej górki i widzę, że przed szczytem jakaś załoga ma problem z podejściem. Odbijamy w prawo i mijamy ich prawie na styk. Takich momentów się właśnie boję - przy gwałtownej zmianie toru jazdy zabujało nas, ale na zjeździe opanowujemy sytuację i jedziemy dalej.

Gargzdai 2013

Przez następne okrążenie utrzymujemy pozycję. Kolejny raz dojeżdżamy do tej feralnej górki - przejeżdżamy ją i na następnej, podobnej, wyrzuca nas na śliskiej glinie na zewnętrzną stronę prawego łuku. Odkręcam ostro gaz, ale muszę zredukować do dwójki, a za chwilę do jedynki! Niestety, utknęliśmy na podjeździe półtora metra przed szczytem - zeskakujemy z maszyny i pchamy z całych sił pod górę. Nie dajemy rady; mijają cenne sekundy, silnik zaczyna intensywnie kopcić, pomagają nam kibice. Za nic w świecie w takiej chwili nie zjedziemy na dół, żeby brać górkę szturmem drugi raz - narazilibyśmy się tylko na możliwość kraksy. Na szczęście nikt nie nadjeżdża - wciągamy z olbrzymim trudem motocykl na szczyt - jedyneczka i powoli zjeżdżamy w dół w pogoń za uciekającym peletonem.

Gargzdai 2013

Szymek jest zupełnie wypluty, ja też, ale mimo to powoli zwiększam prędkość. Nie widzę nikogo przed nami - szeroko bierzemy zakręt przed publicznością na starcie i za chwilę dojeżdżamy do dwóch podwójnych garbów. Te przejeżdżamy ostrożnie - po prostu po wyścigu w Villace boję się skakać przez takie przeszkody. Zaraz następuje zakręt w lewo, który w przeciwieństwie do innych pokonujemy na pełnej prędkości po trasie o nachyleniu ponad 45 stopni. To jak jazda w beczce - pozwala na zachowanie prędkości i wejście na następną górkę z odpowiednim rozpędem.

Gargzdai 2013 Gargzdai 2013

Na kolejnym podjeździe skaczemy dosyć wysoko i już za chwilę przed nami górka, na której już raz mieliśmy ostre problemy. Niestety, przez mój błąd wchodzimy w zakręt przed nią za szybko. Mimo szybkiej redukcji zatrzymujemy się pół metra od szczytu - nagle słyszę za nami warkot kolejnego motocykla - to załoga z nr "16", a więc Antoni - nie ma zupełnie gdzie uciec, nie można po prostu zeskoczyć z motocykla, żeby nie spowodować wypadku, a oni w ogóle nie zwalniają! Podkurczam lewą nogę, bo mam świadomość, że już za sekundy uderzą w nas z lewej - Antanas jednak próbuje ominąć nas z lewej. Cóż z tego, trasa na górce jest za wąska, trawa niedostatecznie skoszona i chyba nie widzi, że tam nie ma miejsca! W chwili, kiedy nas mija, kątem oka widzę, jak zsuwają się z górki na boku. Dajemy gazu, nasz Ural wskakuje ostatnie kilka centymetrów na szczyt i już prujemy dalej. Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stało. Jeszcze dwa okrążenia, jeszcze jedno i koniec.

Gargzdai 2013

Zjeżdżamy z toru zmęczeni, jak zawsze. Nasza ekipa bierze się za czyszczenie żeberek cylindrów, a my rozwieszamy przepocone łachy na wieszaku, gdy nagle dowiaduję się, że po Antoniego przyjechała karetka. Biegniemy tam, ale już niosą go na noszach. Nie mogę się niczego dowiedzieć - jest przypięty usztywniającymi pasami do noszy. W końcu dopycham się jakoś do niego - rusza stopami, czyli kręgosłup OK, ale ciągle nie wiadomo, co tak naprawdę mu jest. Zamieniam z nim kilka słów - przepraszam Antka za stworzenie niebezpiecznej sytuacji na torze. Cóż, taki jest sport - może gdyby zwolnił... Koszowemu na szczęście nic się nie stało. Pytam pielęgniarki, ale efekt rozmowy jest taki, że nie potrafię zrozumieć jej tłumaczenia. Zdaje się, że koziołkujący motocykl uderzył Antka w plecy. Mamy nadzieję, że to tylko żebra, Tadas obiecuje nam, że napisze o jego stanie zdrowia.

Tymczasem zbliża się czas wyścigu klasy OPEN. Chciałbym zobaczyć największych kozaków, jak przeskakują dwa podwójne garby - miejsce, w którym zwyczajnie mam pietra odkręcić bardziej gaz. Pada mżawka, grunt rozmięka coraz bardziej. Idę przez trawę w pobliże miejsca, gdzie będzie można obejrzeć styl jazdy konkurencji. Z daleka widzę start i już za chwilę obserwuję pierwsze załogi na garbach. Jak się okazuje, nikt nie ma odwagi przeskoczyć czterech garbów na dwa razy, każdy pokonuje przeszkodę bardzo spokojnie. Szkoda, chciałem zobaczyć, jak to robią mistrzowie, ale pocieszam się, że skoro oni nie skaczą, to może i my nie jesteśmy tacy słabi w stosunku do klasy OPEN.

Gargzdai 2013

Wracam do boxu i podejmuję ważną decyzję: zmieniamy koło 18" z oponą 120/90-18 C-18 Mitasa na koło 17" z oponą 130/80-17 C-02. Kieruję się tu słowami Irmantasa - maszyna ma mieć siłę buksować kołem na zakrętach w poślizgu przy pełnym odkręceniu gazu - przychodzi mi więc na myśl, że z tym kołem pójdzie nam lepiej. Pomagam Bogusiowi przy zmianie, a w międzyczasie dowiadujemy się, że na skutek małej liczby załóg w klasie OPEN nasze klasy pojadą razem. Mam mieszane uczucia - tym bardziej po wypadku Antka. OPEN zawsze jedzie bardzo agresywnie i boję się, żeby znowu nie było jakiejś kolizji.

Czas leci wyjątkowo szybko. Ani się spostrzegamy, a tu nasi koledzy już ustawiają się w kolejce na start. Szybko przebieramy się w stroje i podjeżdżamy do nich. Chyba nikt nie panuje nad ustawieniem zawodników, bo tworzą się dwa rzędy startujących ze względu na brak miejsca. Nam znowu dostaje się to kiepskie miejsce z lewej strony maszyny startowej.

Tak jak za poprzednim razem, i teraz jestem spokojny - przy tak trudnym torze największe znaczenie ma płynność jazdy i unikanie ryzykownych decyzji.

Gargzdai 2013

START! I już rwiemy w całej grupie do przodu. Po chwili ustala się kolejność peletonu. My trzymamy się w środku. Teraz jednak czuję wyraźną poprawę. Jedziemy zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Na podwójnym garbie jedziemy wolniej, ale już górki pokonujemy na wysokich obrotach i niskim biegu, jadąc w bardzo ciasnym łuku. Dzięki temu nie wynosi nas na zewnątrz i nie zawieszamy się przed samym szczytem. Dwa lewe łuki pokonujemy na maksymalnej prędkości momentami w nachyleniu 45 stopni - wszyscy inni jadą tam bardzo zachowawczo, kopiąc się w koleinie. Największy jednak postęp robimy w dwóch miejscach przed publiką na miękkiej glinie - w zakręt wchodzimy bardzo szeroko i już po chwili zacieśniamy go na wyjściu. Oczywiście na maksymalnych obrotach - trudno w tej chwili oddać emocje, ale technika przynosi efekty - po prostu czuję, że jedziemy wyraźnie szybciej i skaczemy wyżej. Trochę dobija tył - trzeba będzie go przestawić w położenie bardziej twarde.

Gargzdai 2013

Są takie momenty, kiedy mimo zmęczenia czuje się, że idzie nam OK. Tak jest właśnie w tej chwili. Niestety, Szymek trochę się już zmęczył. Szczególnie wymagający jest zespół trzech zakrętów przy zgromadzonej publice i tam trzeba reagować bardzo szybko. Z tego zmęczenia popełniamy jeden błąd podczas podjazdu, pech chce, że w tym samym miejscu, co w pierwszym wyścigu. Cudem udaje nam się wepchnąć motocykl na górkę, ale strata kilkunastu sekund będzie nie od odrobienia.

Gargzdai 2013 Gargzdai 2013

Sygnalizator pokazuje jedno kółko do końca i już po krótkim czasie finiszujemy.

Gargzdai 2013

Jak się okazuje, każdy z wyścigów trwał ponad 17 minut! A co najbardziej interesujące, drugi bieg na mniejszym kole ukończyliśmy w czasie o kilkanaście sekund krótszym! Niesamowita sprawa. Ogólnie mamy trzecie miejsce w naszej klasie!

Zbieramy graty i wracamy na pole namiotowe. Na miejscu trwa już zabawa i koncerty. Po kolacji idziemy posłuchać litewskich zespołów i postrzelać z pneumatycznego kałacha na strzelnicy. Nasi litewscy koledzy z klubu Vorai podejmują nas jakimiś alkoholowymi wynalazkami i podczas tej konsumpcji okazuje się, że większość bez problemu przechodzi na język polski. Staje się to powodem wielu żartów. Poznajemy też dwóch Niemców, którzy na tę imprezę przyjechali aż z Chemnitz. I tak bawimy się aż do rozdania dyplomów i pucharów.

To jest piękny moment, kiedy Oblus, prezes Vorai, wyczytuje nasze nazwiska. Jednak jesteśmy na pudle, jest to trzecie miejsce! Cieszymy się bardzo, choć jednocześnie przykro nam, że w takiej chwili Antek leży w szpitalu w Kiejdanach. Mamy nadzieję, że na wrzesień się wyliże i znowu się pościgamy.

Gargzdai 2013

Zespół pragnie gorąco podziękować wszystkim, którzy pomagają nam w realizacji naszej pasji, a w szczególności firmie "Szlachet-Stal", firmie "Żwirownia Moników" i koncernowi "ORLEN".

Dziękujemy - dzięki Wam w Pucharze Litwy na podium znowu stanęła polska załoga. Pozdrawiamy też naszych litewskich przyjaciół i życzymy dalszych sukcesów w organizacji zawodów retro-cross.


Napisał Brzytwa

Zdjęcia: Boguś