Wróć do: Ural Team Piotrków Tryb.

III etap mistrzostw Litwy - Panevėžys (Poniewież), 19.05.2013

Poniewież 2013

Wyjazd na trzeci etap mistrzostw Litwy rozpoczął się raczej pechowo. Przed wyjazdem cały tydzień popołudniami załatwiałem różne sprawy do późna w nocy, jednocześnie w ostatniej chwili przerobiłem trochę filtr powietrza tak, żeby silnik dostawał nieco więcej tlenu. To wszystko sprawiło, że nie odpocząłem przed zawodami i zwyczajnie byłem zmęczony. Dodatkowo okazało się, że jedziemy na zawody sami z Szymkiem, bo nasi koledzy nie dostali urlopów. Taka sytuacja jest wysoce niekomfortowa, bo oznacza zawsze, że będziemy musieli prowadzić samochód przez całą noc na zmianę. Na szczęście w ostatniej chwili zgłosił się na ochotnika Hubert i ostatecznie pojechaliśmy w trójkę.

Wcześniej dzwoniliśmy do jednego z naszych kolegów, Dainiusa, żeby zaklepał nam jakiś hotel na miejscu. Do miejsca zawodów od domu mieliśmy tym razem około 700 km. Ponieważ wyjechaliśmy około 19-tej, w miarę wcześnie rano byliśmy już na miejscu i jak zwykle najpierw obejrzeliśmy tor. Na torze zjedliśmy szybkie śniadanie, a za chwilę przyjechał po nas mechanik Dainiusa, Alius. Zostaliśmy zaproszeni do Dainiusa do domu, a po herbatce pojechaliśmy do hotelu. Motocykl na przyczepie został u gospodarza.

Dainius dzięki znajomościom załatwił nam hotel po zniżkowej cenie. Co prawda prysznic i toaleta były na korytarzu, ale za to dwa piętra niżej w tym samym budynku był supermarket, a same pokoje były urządzone w miarę nowocześnie. Po zakupach i krótkiej chwili relaksu przy piwku poszliśmy spać.

Nazajutrz szybka pobudka i już o 6:30 meldujemy się u Dainiusa po maszynę. Rejestracja jest o 7:00, już po chwili jesteśmy na miejscu, gdzie rozstawiają się już pierwsze ekipy. Zajmujemy bardzo fajne miejsce z niezłym punktem widokowym. Rozstawiamy namiot, rejestrujemy się w biurze zawodów. Dostajemy znane nam już z wcześniejszych imprez małe urządzonko rejestrujące prędkość i czas okrążeń.

Ponieważ do treningów jest jeszcze trochę czasu, idziemy się przywitać z kolegami i obejrzeć maszyny konkurencji. Jest Arnoldas z nowym koszowym. Dwa tygodnie przed zawodami jego stary koszowy, Nerijus Ciurlys, zginął w wypadku motocyklowym. Jest nam bardzo przykro z tego powodu, gdyż ten zespół był do tej pory nie do pokonania i wiele się od nich nauczyliśmy. Jest Antoni z Nociunai; zresztą jego wioska wystawiła aż pięć zespołów! Są ogólnie Łotysze, Białorusini, Rosjanie - szykuje się naprawdę duża impreza.

Idę popatrzeć na tor: poprzedniego dnia lało i zastanawiałem się, czy będzie błoto. Jest parę większych kałuż, ale ogólnie jest sucho. Wracam i zaczynamy się przygotowywać do treningu. Najpierw rozgrzewają się solówki o małych pojemnościach. Po nich na trening wjeżdżamy my. Sędzia ustawia nas w kolejce i wypuszcza po jednym w parosekundowych odstępach. Jedziemy! Pierwsze okrążenie raczej wolno, na drugim przyspieszamy. Tor jest trudny i wymagający; mam wrażenie, że trudniejszy, niż w Rokiszkach. Jest dużo skoczni, w tym jedna bardzo niebezpieczna dla tych, co jadą wolno. Są dwa miejsca pofałdowane jak zagon kartofli. Ogólnie mam wrażenie, że na tym torze wygrają maszyny z dobrym zawieszeniem. Zjeżdżamy do boksu, omawiamy wrażenia z toru i ustalamy taktykę.

Tymczasem trenują po nas poszczególne klasy: OPEN, solo, quady i reszta. Organizator ogłasza przez mikrofon, że jedna z klas nie pojedzie z powodu braku chętnych - chodzi chyba o skutery. Mimo to pozostałe wyścigi odbędą się zgodnie z harmonogramem.

Nasz pierwszy bieg jest zdaje się o 12:20, więc czas przed nim spędzam czyszcząc maszynę z błota. Sprawdzam olej, dolewam paliwa, a potem oglądam treningi innych. Czas mija szybko, Szymek melduje, że w zasadzie już powinniśmy się ubierać. Jest bardzo upalnie, temperatura ze 30 stopni. Zakładam ochraniacze i powoli zajeżdżamy na linię startową. Jesteśmy ustawiani do startu według czasów, które wykręciliśmy na treningu kwalifikacyjnym, więc dostajemy dosyć kiepskie miejsce. Nadchodzi powoli i nieubłaganie moment, którego nie lubię - moment startu. Odpalam silnik i obserwuję sędziego. Niby nie powinienem, ale znowu się denerwuję. Huk silników, smród spalonego oleju i wyczekiwanie na komendę powodują, że znowu czuję ten ścisk w żołądku.

Poniewież 2013

Patrzę na tablicę - 15 sekund do startu! Odliczam w myślach sekundy, trzymam silnik na obrotach, a dźwigienkę przyspieszacza zapłonu puszczam już luzem. 4, 3, 2, 1 ... START! Nieźle! Przerzucam bardzo szybko biegi i już jedziemy na trójce. Idziemy w miarę równo, ale oto zakręt w lewo, gdzie tor wystarczająco szeroki dla 14 maszyn zwęża się tak, że ledwie mieszczą się dwie! Nikt nie chce odpuścić i dzieje się to, co zawsze w takim momencie - kraksa! Chyba ze cztery maszyny stoją zaryte w piachu, co wykorzystuje ktoś za nami objeżdżając je po zewnętrznej. My trzymaliśmy się tuż za nimi, ale w ostatniej chwili wcisnąłem heble i zatrzymaliśmy się tuż przed nimi zakopując się przednim kołem w ziemi. Ale teraz wszystko idzie szybciej - Szymek już jest za wózkiem i wyciąga maszynę do tyłu. Pomagam mu, już wbijam jedynkę i prując glebę omijamy kłębowisko maszyn z lewej strony.

Poniewież 2013 Poniewież 2013

Tuż za zakrętem górka, kolejny zakręt, a za nim tzw. pralka i największa górka na torze. Wyskakujemy w powietrze, wyrównujemy na dole i przed nami kolejna pralka i kolejna prosta. Z każdym okrążeniem wjeżdżamy się lepiej w tor, choć są miejsca, gdzie popełniamy błędy. Oto przed nami górka, a przed nią ostry zakręt pod górkę w lewo. Wynosi nas w krzaki, ale wygrzebujemy się i już lecimy dalej - następna górka, potem kolejna i kolejna, a za nimi pralka w powiększonym wydaniu, którą przejeżdżamy dość ostrożnie. Następnie zakręt o 180 stopni i druga co do wielkości górka na torze i już mijamy po prawej kibicującą publiczność.

Poniewież 2013

Peleton rozciągnął się, a wszystko to przez tę feralną kraksę na początku wyścigu. Jednak jedziemy równym tempem i powoli zmniejszamy dystans do najbliższych "uciekinierów". Załoga "41" jednak jest bezkonkurencyjna i zaczyna powoli nas doganiać, szykując się do dublowania. Znowu przed nami zakręt pod górę na końcu toru, gdzie czuję, że Arnoldas nas dogania - przez chwilę jedziemy obok siebie i zaraz odskakuje od nas na parę metrów chlapiąc błotem. Obaj mijamy jakąś załogę na dwusuwie. Chcemy trochę przyspieszyć przed publiką, w ostry zawijas wchodzimy dość szybko i o mało nie wywracamy się na lewym łuku; muszę się aż podeprzeć lewą nogą. Kosz najpierw podbity jest w górę, potem opada i w tej chwili już myślę, jak Szymek ma pełne portki, więc nie daję mu czasu na rozmyślanie i od razu odkręcam gaz.

Poniewież 2013 Poniewież 2013

Znowu wpadamy na pralkę, niestety lekko za szybko i wbija nas w koleją muldę. Ja uderzam o kierownicę, Szymek wali kaskiem o pałąk, ale przyhamowujemy i przed nami największa górka, na którą wjeżdżamy z trudem, bo wpadliśmy w poślizg w kałuży przed zboczem. Dodatkowo silnik zaczyna co jakiś czas pracować na jednym cylindrze; dzieje się tak zawsze po jakimś skoku. Muszę zwolnić, żeby odzyskać wyższe obroty. Cały czas staramy się dogonić czołówkę, więc jestem rozczarowany, widząc flagę w szachownicę kończącą bieg.

Poniewież 2013

Zjeżdżamy do boksu, Szymek kładzie się na materacu, a ja ściągam ochraniacze i idę obejrzeć wyniki. Dzięki komputerowej kontroli czasu wyniki pojawiają się szybko. Jechaliśmy prawie 20 minut, bo tor ma 1550 m długości. Miało być 12 minut plus dwa okrążenia, z czego przejechaliśmy 7, a wydaje mi się, że jechaliśmy zaledwie kilka minut. W ogóle mało co pamiętam - tzn. kogo mijaliśmy, a kto mijał nas - tak to już jest, kiedy skupiamy się na maksymalnym wykorzystaniu sprzętu.

Poniewież 2013

Jechaliśmy razem z klasą 350 STANDARD. Jechało nas 14 załóg. Mamy ósmą pozycję w pierwszym biegu ogólnie, a czwartą w naszej klasie. Nie jest źle, ale nie jestem zadowolony.

Wracam do chłopaków i dzielę się wiadomościami. Szymek jest padnięty, bo tor jest cholernie wymagający, słońce przypieka jak na Saharze, a do tego jechaliśmy prawie dwa razy dłużej, niż zwykle.

Rozsiadamy się teraz wygodnie na krzesełkach pod namiotem, pijemy izotoniki i oczekujemy na start klasy OPEN. Jak się dowiedziałem, organizator połączył bieg tej klasy z biegiem konstrukcji fabrycznych (czyli ZABEL i MTH), co, jak sądzę, znacznie poprawi widowiskowość. W tych kategoriach wszyscy jadą naprawdę po wariacku i nikt nigdy nie zdejmuje łapy z gazu, więc na pewno będą się działy różne rzeczy. Start tej klasy jest zawsze bardzo dynamiczny, bo też przyspieszenia 80-konnych silników są rakietowe. Już na pierwszym kółku ma miejsce spektakularna wywrotka - ekipa na biało-zielonym KTM-ie zeskakując z górki zaczyna koziołkować. Publiczność milknie na chwilę, ale zaraz zaczyna gorąco dopingować załogę, która szybko podnosi maszynę i zaczyna gonić czołówkę.

Jestem zmęczony, więc nie oglądam wyścigu do końca, staram się raczej odpocząć przed kolejnym biegiem.

Tor w międzyczasie trochę przeschnął, więc i błota na cylindrach jest jakby mniej. Sprawdzam olej, paliwo i spokojnie czekam na 15:40, bo o tej godzinie mamy drugi start.

W międzyczasie, kiedy jedzie klasa OPEN, występują cheerleaderki, które tańczą i machają kolorowymi pomponami. Gra muzyka, jest bardzo dużo publiczności. Obok w alejce rozłożyła się mała gastronomia. Jestem głodny, kiełbasa z ziemniakami i kapustą wygląda smakowicie, ale nie chcę się obżerać przed dużym fizycznym wysiłkiem. Wracam do naszego namiotu, gdzie Hubert razem z Szymkiem obserwują tymczasem start quadów.

Te dwie i pół godziny pomiędzy wyścigami mijają szybko i oto czas na drugi bieg. Na starcie dostajemy słabą pozycję, która wynika z naszych osiągnięć w pierwszym wyścigu. Szczerze powiedziawszy, czuję się w miarę, natomiast Szymek jest wyraźnie zmęczony. Wszystkie te imprezy trwają 10 do 12 minut plus dwa okrążenia, co w przypadku długiego toru oznacza, że można jechać nawet dwadzieścia kilka minut - dlatego też opadł z sił.

Poniewież 2013

Znowu jesteśmy zdenerwowani, jak zwykle przed startem. Tym razem nie odliczam sekund, patrzę tylko na ruchy sędziego. START! Jedynka, dwójka i nagle trójka wypada. Wbijam ją znowu, ale lekko zostajemy w tyle. Wpadamy razem z całą grupą maszyn w pierwszy lewy zakręt i po raz drugi wyskakuje mi bieg! Fatalny początek wyścigu! Wrzucam go po raz kolejny, a raczej redukuję, do jedynki, dwójka i już lecimy dalej za liderem. Do diabła, znowu przez kiepski start zostaliśmy w tyle. Teraz staramy się odzyskać stracone metry.

Poniewież 2013

Przed nami pędzi "9" chłopaków z Nociunai, zawzięcie ścigająca się z załogą na Iżu. My trzymamy się w odległości mniej więcej 20 metrów. Nagle obie załogi pokonując zakręt na końcu toru pod górkę w lewo zderzają się lekko i grzęzną w piachu na poboczu! To nasza szansa - natychmiast ją wykorzystujemy. Mijamy ich zacieśniając maksymalnie lewy zakręt i już zyskujemy przewagę. Od razu robi mi się jakoś lżej, pojawiają się nowe siły i dawka optymizmu. W końcu "9"-ka to nasi konkurenci; często zaledwie krok przed nami.

Poniewież 2013

Tak pokonujemy kolejne pół okrążenia, kiedy nagle po trzecim okrążeniu Szymek ma kryzys. Kryzys na tyle poważny, że następne kółko pokonujemy w zwolnionym tempie. Powoli doganiają nas ci, których wyprzedziliśmy. Pierwsza wyprzedza nas "9"-ka, za nią któryś z Iży. Na następnym kółku jest już naprawdę kiepsko, ale zatrzymać się, zrezygnować? Nie; trzeba chociaż dojechać do mety. Trudno, że wolno, ale walczymy do końca.

Poniewież 2013

Wleczemy się, kiedy okazuje się, że mijamy po drodze jakąś załogę, której motocykl uległ awarii. Po chwili następną, a za kilka zakrętów znowu następną. Jestem zdziwiony; aż tyle sprzętów uległo awarii? Sędzia pokazuje - jeszcze jedno okrążenie. Teraz krzyczę do Szymka, że to ostatnie to już musi wytrzymać, choćby mu miała żyłka pęknąć. Lekko przyspieszamy, omijamy kolejny rozkraczony motocykl i wjeżdżamy na metę. Koniec!

Poniewież 2013

Zajeżdżamy do boksu, gdzie Hubert zdejmuje koszowego z wózka. Ja zdejmuję mokre ochraniacze i na szybko piję butelkę mineralnej. Teraz po wyniki!

Ogólnie dziewiąte miejsce w wyścigu, a trzecie w naszej klasie. Po chwili nie wierzę własnym oczom: w generalnej klasyfikacji mamy trzecią pozycję! Wracam do namiotu i rzucam chłopakom nowinę. Wszyscy się cieszymy, bo zwycięstwo wywalczone było może niezbyt spektakularnie, ale za to z uporem i konsekwencją.

Nie oglądam już reszty wyścigów; nasi koledzy z załogi "-3" (klasa OPEN) mają groźny wypadek na torze. Kończy się na paru pękniętych żebrach.

Teraz po prostu odpoczywam i czekam na ogłoszenie wyników.

Poniewież 2013

Ceremonię wręczenia pucharów prowadzi ten sam facet, który komentował zawody. Kiedy wyczytuje moje nazwisko, czuję ogromną satysfakcję. Stajemy na podium z Szymkiem, a nagrody odbieramy od mistrza motocrossu, p. Ramonasa. Gratulujemy naszym konkurentom - załodze "9"-ki, która zajęła drugie miejsce, i załodze "41", która zajmuje pierwsze miejsce (co zresztą było do przewidzenia).

Poniewież 2013

Po wyścigach zostajemy zaproszeni na szaszłyki do Dainiusa. Razem z nami jadą też "-3" i ekipa z Illuskte. Na miejscu zostajemy poczęstowani litewskimi przysmakami (wędzonym leszczem i jakimiś przetworami z wieprzowiny) i piwem domowej roboty.

Niestety, musimy się zbierać - rano czeka nas 700 km do domu. Odjeżdżamy do hotelu, żegnani serdecznie przez litewskich przyjaciół.

Do zobaczenia, następny wyścig w lipcu w Gargzdai.

Dziękujemy naszym sponsorom - firmie Szlachet-Stal, Żwirowni Moników oraz koncernowi ORLEN za wsparcie naszej pasji.


Napisał Brzytwa

Zdjęcia: Donata Ausiejute, Marius Urbonas