Wróć do: PODRÓŻE

II Motocyklowy Rajd Krajoznawczo-Historyczny "Ponidzie" 1-3 czerwca 2012

Próbuję zatrzymać uciekające resztki snu, ale coraz wyraźniej dociera do mnie odgłos deszczu bębniącego o dach. - No to chyba nici z rajdu... - niechętnie otwieram oczy i spoglądam w bure niebo. Widać, że zaciągnęło się na dłużej.

Poranna "gorąca linia" do znajomych: - No to jak? - No, my to chyba nie pojedziemy. - My chyba też nie. - Ale oni jadą. - Jadą? No to my się jeszcze zastanowimy...

W międzyczasie prysznic i mocna kawa podbudowują psychę. Trzeba jechać, bo w przeciwnym razie będziemy żałować. Może nie dziś i nie jutro, ale pewnego dnia...

Godzinę później spotykamy się na punkcie zbornym; nawet trochę się rozpogodziło. Wyruszamy przed południem: 6 zaprzęgów i Michał na enduro. Trasa prowadzi przez Mszczonów, Białą Rawską, Nowe Miasto nad Pilicą. Tuż za nim dopada nas porządna nawałnica. Kiedy zatrzymujemy się przy leśnej wiacie jakieś 15 km dalej, wyżymam z polaru strumyk deszczówki. Ale teraz to już w niczym nie przeszkadza. Cieszę się, że jesteśmy w drodze. Mijamy Drzewicę, potem Końskie. Tutaj lekceważymy informację o objeździe (jak się potem okazało - bardzo słusznie) i jedziemy zwykłą drogą do Jędrzejowa. Jest kilka mijanek ze światłami, a potem, dzięki uprzejmości pracownika budowy, wjeżdżamy na szutrową drogą zamkniętą jeszcze dla ruchu. Piękna, szeroka, choć niedługa - chwila zupełnej swobody - przypominają się estońskie szutrówki...

Potem Łopuszno, Małogoszcz - tu pomknęliśmy pięknymi estakadami prawie pustej obwodnicy, a wskazówka licznika radośnie trzepotała pomiędzy 60 i 100 km/h.

Około 17-ej dotarliśmy na stację benzynową w Busku Zdroju, będącą punktem spotkania dla uczestników rajdu. Na miejscu byli już Ela i Kazio wraz z wnuczkiem. Niejeden młodziak mógłby uczyć się od nich entuzjazmu i wytrwałości w podróżowaniu. Po chwili dojechał też Paweł na MZ-ce. Jak się okazało, mieszkamy parę kilometrów od siebie, ale poznaliśmy się dopiero w Busku. Stopniowo pojawili się też pozostali uczestnicy oraz organizatorzy rajdu: wódz naczelny i przewodnik po trasie piątkowej - Pepe z rodziną - oraz Michał, który opracował trasę sobotnią.

Ponidzie 2012

Na stacji benzynowej w Busku Zdroju

Około 19-ej są już prawie wszyscy. Reszta dojedzie wprost na biwak. Ale chociaż nasze miejsce noclegowe w Gackach odległe jest zaledwie o kilka kilometrów, nieprędko jeszcze rozbijemy tam namioty. Wyruszamy na trasę wieczorną: najpierw polnymi dróżkami na miejsce bitwy pod Grochowiskami, stoczonej 18 marca 1863 r. przez oddział Mariana Langiewicza z wojskami rosyjskimi. Wśród powstańców walczył tu m.in. młody Adam Chmielowski, znany później jako św. Brat Albert.

Ponidzie 2012

Pomnik na polu bitwy pod Grochowiskami (18 marca 1863 r.)

Parę kilometrów dalej - kolejny postój i kolejny ciekawy obiekt: bunkry z czasów Układu Warszawskiego, w których przechowywano materiały wybuchowe. Zwracają uwagę labiryntowe wejścia, chroniące przed ogniem strzeleckim, oraz potężne wały ziemne, otaczające bunkry z zewnątrz.

Gdy okazuje się, że to jeszcze nie ostatni punkt programu na dziś, łowię kątem ucha pierwsze szemrania. Duch krajoznawczy w ekipie zaczyna nieco słabnąć. Ten i ów widzi już oczyma duszy swojej ognisko, piwo, miskę bigosu... Nie wiemy jeszcze, że za chwilę zapomnimy o tych przyziemnych tęsknotach. Znajdziemy się bowiem w miejscu niezwykłym: skromnym, a jednocześnie onieśmielającycm wielowiekową historią.

Ponidzie 2012

Kościół św. Stanisława (Fot. Adam Grzegorzewski)

Zapada już zmrok, gdy dojeżdżamy do kościółka św. Stanisława w Chotelku Zielonym. Zbudowany w 1527 r, jest najstarszym wciąż czynnym kościołem drewnianym na ziemi świętokrzyskiej. Jest niewielki, wręcz przytulny wewnątrz. Na ścianach trudno już dostrzec ślady dawnych polichromii. Za to na suficie zachowały się bardzo dobrze; istnieje hipoteza, że mogą pochodzić z innego, nawet starszego kościoła. Główny obraz ołtarza przedstawia św.Stanisława wskrzeszającego Piotrowina, by ten zaświadczył o jego prawach do zakupionych włości. No cóż, święci też miewali całkiem przyziemne problemy... Ołtarz skrywa jeszcze jeden obraz, przedstawiający scenę Ukrzyżowania, który można wysunąć z dołu, zasłaniając scenę z patronem kościoła.

Ponidzie 2012

Wnętrze kościoła św. Stanisława (Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

Malowidła na suficie (Fot. Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

Ołtarz z obrazem św. Stanisława (Fot. Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

Zacheuszek - znak krzyża, namalowany na ścianie w miejscu (zwyczajowo jednym z dwunastu lub z czterech), które biskup namaścił świętym olejem podczas konsekracji kościoła. (Fot. Magda Denejko)

Słuchając opowieści przewodnika i opiekunki kościoła, rozglądam się wokół i próbuję ogarnąć myślami skalę pięciu stuleci. Ileż to zawieruch przetoczyło się obok, a ten maleńki kruchy kościółek zdołał je przetrwać. Szczęśliwie, ominęła go też moda "dekorowania" wnętrz współczesnymi dewocjonaliami. Pozostał skromny i szczery. Przypomniał mi inne miejsce: dwór w Laskowej niedaleko Limanowej, o jakieś sto lat młodszy i także ozdobiony pięknymi malowidłami na suficie. Odwiedziliśmy go kiedyś przy okazji innego rajdu, pieszego, i tam również - tak jak tu - znaleźliśmy się w miejscu, które historia łaskawie przechowała w nieuszkodzonym stanie przez kilka stuleci, a które, dzięki temu, że zbudowane zostało na ludzką, a nie monumentalną, miarę, tym bardziej jest dziś wzruszające.

Żal stąd odjeżdżać, ale robi się ciemno i trzeba pomyśleć o noclegu. Tak jak w ubiegłym roku, rozbijamy namioty w Gackach, na terenie dawnych wyrobisk, po których pozostały piękne (i głębokie) jeziorka. To idealne miejsce biwakowe - ciche, spokojne, a co najważniejsze - umożliwiające kąpiel po znojnym dniu (lub wyczerpującej nocy).

Ledwie rozbiliśmy namiot, a tu już proszą do ogniska, a tam - ileż wszelkiego dobra! Jest i smalec, i bigos, jest kiełbasa z grilla i kaszanka, i chleb wypieczony specjalnie dla rajdowiczów, i ogóreczki, i ciasteczka... Z pewnością nikt nie odszedł głodny ani spragniony, choć podczas nocnej biesiady wskazana była pewna powściągliwość, gdyż nazajutrz czekał nas intensywny dzień.

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Poranek wstał pogodny, choć wietrzny i dość zimny. Pogwarzyliśmy trochę nad kawą i mielonką, i już czas było szykować się do drogi.

Ponidzie 2012

(Fot.: Magda Denejko)

Ruszyliśmy malowniczymi polnymi ścieżkami, najpierw nad gackowymi jeziorkami, potem piaszczystymi leśnymi dróżkami. Cieszyłam się bardzo, że mam trzecie koło u wozu, bo na solówkach trzeba tam było porządnie się nagimnastykować.

Ponidzie 2012 Ponidzie 2012

Chwila odpoczynku w lesie, przy drewnianych krzyżach nad mogiłą zamordowanych w 1943 r.

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Jeszcze dość ostry piaszczysty podjazd i po chwili parkujemy motocykle w wyjątkowo pięknym miejscu: na wzgórzu tuż przy kaplicy św. Anny. Przed nami, w dole, Pińczów i dolina Nidy jak na dłoni.

Ponidzie 2012

Kaplica św. Anny

Ponidzie 2012

Kaplicę zbudowano w r. 1600 z pińczowskiego kamienia, a zaprojektwał ją Santi Gucci - włoski architekt i rzeźbiarz, urodzony we Florencji, lecz przez większą część życia działający w Polsce. Był nadwornym artystą polskich królów, realizował też zamówienia dla rodów magnackich. Pińczowski wapień okazał się tak wdzięcznym tworzywem dla jego twórczości, że Gucci otworzył w mieście pracownię, do której przybywali uczniowie z Polski i Włoch. Miejsce to, także po śmierci mistrza, było ważnym ośrodkiem manieryzmu (czyli schyłkowej, nieco "wybujałej" postaci renesansu). Gucci był też m.in. twórcą projektu zamku w Baranowie Sandomierskim (który mieliśmy okazję obejrzeć w trakcie pierwszego rajdu szlakami Jędrusiów).

Ponidzie 2012

Za chwilę przejedziemy ulicami, które widzieliśmy z góry. Łagodny zjazd ze wzgórza wyprowadza nas z lasu na łąkę, a tu... bajeczne kolory rozświetlone słońcem: czerwień maków, szafir chabrów, fiolet ptasiej wyki, a wszystko na tle świeżej zieleni. Żałuję, że aparat schowany w koszu, no i nie bardzo można się zatrzymać w tak dużej kolumnie. A zresztą - żadne zdjęcie nie odda tych barw, światła, przestrzeni. Ale Monet świetnie by to namalował.

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Później jeszcze odcinek bardziej stromego zjazdu i już jesteśmy w Pińczowie. Po lewej stronie malowniczo zawija się Pińczowski Garb. Wjeżdżamy do centrum i zatrzymujemy się pod Muzeum Regionalnym. Na szczęście sporo tu miejsca, bo - choć organizatorzy trochę martwili się o frekwencję - uczestników jest chyba niewiele mniej niż w ubiegłym roku.

Ponidzie 2012

Przed Muzeum Regionalnym w Pińczowie

Do muzeum, mieszczącego się w budynkach dawnego klasztoru paulinów, wchodzimy przez niewielki dziedziniec, na którym mieści się lapidarium, czyli kolekcja rzeźb, tablic nagrobnych i ich fragmentów, wykonanych z pińczowskiego wapienia, a pochodzących zarówno z dawnych czasów, jak i z lat najnowszych (pokłosie plenerów rzeźbiarskich).

Ponidzie 2012

Żydzi mieszkali w Pińczowie już w XVI w., poza synagogą powstały tu też żydowskie szkoły, drukarnie, biblioteki. Pińczów był jednym z większych ośrodków żydowskich w Małopolsce i w dużej mierze właśnie kapitałowi żydowskiemu zawdzięcza swój rozwój w XIX w. W roku 1939 w Pińczowie mieszkało 3500 Żydów. Prawie wszyscy zginęli w obozie zagłady w Treblince.

Ponidzie 2012 Ponidzie 2012

Wapień pińczowski, popularnie zwany pińczakiem, ma strukturę nieco zbliżoną do piaskowca: zbudowany jest z wapiennych ziaren, połączonych wapiennym lepiszczem. Występuje w odmianach o różnej ziarnistości. Rzeźbiarze cenią najbardziej odmianę drobnoziarnistą, odmiana o najgrubszym ziarnie nadaje się tylko na kamień murowy.

W wapieniu pińczowskim spotyka się szczątki glonów i drobnych zwierząt morskich (małże, jeżowce itp.). Zdarzają się jednak i większe stworzenia: w pińczowskich złożach znaleziono m.im. dwa szkielety wielorybów.

Wydobywano i wykorzystywano ten kamień już od czasów piastowskich. Świadczy o tym np. rzeźba wołka, pochodząca z XI w., a odnaleziona na wzgórzu wawelskim. W połowie XII w. duży kamieniołom w Skowronnie dostarczał materiału na budowę opactwa cystersów w Jędrzejowie. Nie sposób wymienić wszystkich obiektów, w których wykorzystano pińczowski kamień. Oto tylko kilka z nich: w Krakowie: kościół Mariacki, kościół św. Piotra i Pawła, kościół karmelitów na Piasku i kilka innych kościołów w Krakowie, katedra św. Jana w Warszawie, tamże: kamienice Starego Miasta, licówka gmachu Ministerstwa Rolnictwa, Filharmonia, Pałac Kultury i Nauki, elewacja Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, kaplica św. Anny w Pińczowie, zamek w Szydłowie, klasztor w Miechowie.

Świeżo wydobyty ze złoża wapień pińczowski jest tak miękki, że można obrabiać go narzędziami do drewna (piły, dłuta). W miarę wysychania, rozpuszczony w wodzie węglan wapnia krystalizuje, utwardzając kamień i zamykając częściowo jego pory, co utrudnia późniejszą infiltrację wody. Taki efekt pojawia się po kilkumiesięcznym sezonowaniu wapienia na otwartym powietrzu. Jest to skała lekka i bardzo porowata. Powierzchnia nie daje się wypolerować - zawsze pozostaje matowa, ziarnista faktura. Z czasem pokrywa się patyną - ochronną warstwą o grubości 1-4 mm, powstałą w wyniku reakcji węglanu wapnia z dwutlenkiem siarki, zawartym w powietrzu i w wodzie deszczowej. Powstaje wtedy m.in. siarczan wapnia, czyli gips.

Pińczów to dziś spokojne 11-tysięczne miasteczko. Gdy przejeżdżaliśmy przez nie wczoraj, najbardziej przyciągnął moją uwagę zdobiony rustyką budynek tzw. drukarni ariańskiej; bardzo żałowałam, że nie zatrzymaliśmy się, by zrobić parę zdjęć. Dziś, podczas kolejnej wizyty w Pińczowie, po obejrzeniu filmu i ekspozycji muzealnej, dopiero zaczynam sobie uświadamiać, z jak wielu wątków składa się przeszłość tego miejsca.

Na poczatku był... kamieniołom. W pobliżu powstał gród obronny, a pożniej zamek i osada. W XV w. stała się ona własnością rodu Oleśnickich, otrzymała prawa miejskie, a dzięki Mikołajowi Oleśnickiemu rozwinął się tu ośrodek reformacji. W połowie XVI w. z klasztoru wypędzono paulinów, kościół stał się zborem kalwińskim, a budynki poklasztorne zajęło protestanckie gimnazjum pinczowskie, słynące z wysokiego poziomu nauczania i zwane "sarmackimi Atenami". Były nawet plany utworzenia protestanckiego uniwersytetu, pokrzyżował je jednak biskup krakowski Piotr Myszkowski, który kupił miasto w 1586 r. Pińczów został w krótkim czasie "zrekatolizowany", do klasztoru powrócili paulini, a pińczowskie gimnazjum stało się szkołą parafialną.

Ród Myszkowskich bardzo zasłużył się jednak dla rozkwitu miasta. Przebudowany został (pod kierownictwem Santi Gucciego) pińczowski zamek, powstał też Mirów - początkowo nowe miasto, a później dzielnica Pińczowa. Osiedlali się w Pińczowie obcokrajowcy - Włosi (wśród nich m.in. krewni Santi Gucciego oraz inni kamieniarze i rzeźbiarze), Szkoci (których 15 nazwisk przetrwało w dokumentach, a którzy trudnili się głównie handlem), francuski ludwisarz Benedykt Briot z Lotaryngii, produkujący działa, dzwony i inne przedmioty na potrzeby dworu Myszkowskich, a także Niemcy i Żydzi (którym pozwolono zbudować synagogę).

Ponidzie 2012

Zegar słoneczny na ścianie dawnego klasztoru paulinów. Łacińska sentencja to cytat z Psalmu 113: "Od wschodu słońca aż po zachód jego niech imię Pańskie będzie pochwalone!"

Po śmierci ostatniego potomka rodu Myszkowskich, w 1729 r. miasto stało się własnością Wielopolskich. Niestety, Wielopolscy, a zwłaszcza potomkowie pierwszych właścicieli z tego rodu, przetracili majątek, w czym dopomogły im nieco ich żony, "dystyngowane damy z tych, co bieliznę do prania posyłały do Paryża". Zamek Oleśnickich i Myszkowskich został rozebrany, a część kamienia posłużyła do budowy pałacu Wielopolskich.

Teraz żałuję, że resztę wolnego czasu w Pińczowie postanowiłam przeznaczyć na naleśniki z jabłkami w "Kwadransie" (które, skądinąd, sprawiły mi w owym momencie dużą przyjemność), a nie na spacer po mieście. Z tym większą jednak chęcią zajrzę tam jeszcze raz, gdy tylko znów nadarzy się okazja.

Kilka kilometrów, dzielących Pińczów od Michałowa, pokonujemy drogami asfaltowymi. Zajeżdżamy na plac pomiędzy budynkami murowanymi - jakże by inaczej! - z pińczowskiego kamienia.

Ponidzie 2012

W Michałowie mieści się największa w Polsce stadnina koni rasy arabskiej. Dzięki uprzejmości pana Kierownika mieliśmy okazję zwiedzić chyba wszystkie zakątki stadniny. Na początek to, co najpiękniejsze: stada koni wbiegają do zagrody, pełne energii i niecierpliwe, łapczywie piją wodę z poideł na wyciągnięcie ręki od nas, krążą po placu z lekkością i gracją. Potem pracownicy stadniny otwierają zaporę i rozdzielają konie do poszczególnych stajni. W stadzie kilkudziesięciu koni potrafią rozpoznać każdego i zawołać go właściwym imieniem. A koni w stadninie jest 460.

Ponidzie 2012

Koń rasy arabskiej: szlachetny i elegancki, o lekkiej budowie ciała; mała sucha głowa o profilu szczupaczym (wklęsłym) lub prostym. Nogi suche, zad krótki i poziomy, ogon wysoko osadzony i noszony z charakterystyczną odsadą. Łabędzia szyja, szeroko rozwarte nozdrza, chód lekki, kłus szlachetny, galop szybki i wytrzymały.

Ponidzie 2012 Ponidzie 2012

Po tym pokazie piękna i elegancji zwiedzamy poszczególne stajnie, osobno klaczy, osobno ogierów, i osobno matek ze źrebakami. Szczególne zainteresowanie uczestników rajdu wzbudza jednak Europejskie Centrum Rozrodu Koni, a dokładniej - Stacja Pozyskiwania Nasienia Ogierów. Jak się dowiadujemy, tych spraw nie zostawia się "na żywioł", chociażby ze względów czysto ekonomicznych. Jedna porcja "materiału genetycznego" kosztować może ok. 6 tys. zł, więc byłoby wielkim marnotrawstem, gdyby nie została wykorzystana w maksymalnym stopniu.

Ponidzie 2012

To pomieszczenie i zgromadzone w nim utensylia wręcz zafascynowały zwiedzających

Oprócz koni rasy arabskiej w stadninie hodowane są też małopolskie konie tarantowate (czyli umaszczone w ciemniejsze owalne cętki), urocze kuce szetlandzkie, bydło mleczne oraz dobre duchy czyli rodzina kotów.

Ponidzie 2012

Ujeżdżalnia

Ponidzie 2012

Dwa pokolenia koni tarantowatych

Ponidzie 2012

Dwa pokolenia dobrych duchów (Fot.: Magda Denejko)

Ponidzie 2012

Wyjeżdżamy ze stadniny odprężeni i w doskonałych humorach. Jedziemy pustymi asfaltowymi drogami, a popołudniowe słońce dodaje ciepłych tonów barwom łąk i zagajników. Ta okolica jest po prostu stworzona do wycieczek motocyklowych. Cieszę się przestrzenią i złotym światłem, odpływam myślami znad kierownicy... i ledwie daję radę wyhamować, bardziej siłą woli niż siłą tarcia. Przede mną jakieś zamieszanie na drodze. Podchodzę bliżej - leży motocykl, obok leży Łukasz! Trudno wyobrazić sobie, że na tak spokojnej drodze coś mogło się wydarzyć. A jednak: pod motocykl Łukasza wyskoczył znienacka spory pies. Psu chyba nie stało się nic poważnego, bo zauważyłam chwilę wcześniej, jak odbiegł boczną dróżką w zarośla. Za to z Łukaszem znacznie gorzej: mocno potłukł oba kolana i dłoń. Kawasaki też trochę oberwał.

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Na szczęście chyba nie ma groźniejszych obrażeń, ale lepiej, żeby ocenił to lekarz. Koledzy dzwonią po pogotowie, kilku zostaje z Łukaszem, a reszta rusza dalej, żeby nie blokować i tak wąskiej drogi.

Prysnęła nagle beztroska radość sprzed paru chwil; jedziemy dalej, ale myślami wciąż jesteśmy na miejscu wypadku. Nic dziwnego, że prowadzący nas Michał skraca zaplanowaną trasę, kierując się już właściwie w stronę biwaku. Po drodze odwiedzimy jednak jeszcze jedno ciekawe miejsce.

Najpierw, jadąc piaszczystą ścieżką wśród pól, napotykamy trzy figury z pińczowskiego wapienia, ustawione na wysokich kolumnach. Musiały tu stanąć dawno temu, bo nadgryzła je już erozja. Coś zapowiadają, ale co? Jedziemy dalej i pojawia się odpowiedź: oto zaprojektowany z wielkim rozmachem barokowy kościół na skraju maleńkiej wioski. Wieś nazywa się Młodzawy Małe i ma ok. 200 mieszkańców. Kościół, zbudowany w I połowie XVIII w., wewnątrz okazuje się jeszcze bardziej imponujący niż na zewnątrz. Ołtarz główny, autorstwa Tomasza Kruszyny z Krakowa, mieści pomiędzy złoconymi kolumnami cudowny obraz Matki Boskiej Bolesnej Młodzawskiej.

Ponidzie 2012

Kościół pw. św. Ducha i Matki Boskiej Bolesnej w Młodzawach Małych

Ponidzie 2012

Ołtarz główny

Ponidzie 2012

Obraz Matki Boskiej Bolesnej, I poł. XVII w.

W nawach bocznych znajduje się jeszcze sześć ołtarzy autorstwa mistrza snycerskiego Wacława Beranka z Brna. I właśnie przymiotnik "snycerski" ma tu znaczenie kluczowe, bo uwidacznia jedną z bardziej charakterystycznych cech baroku: dążenie do wywarcia wrażenia za wszelką cenę, choćby za pomocą imitacji i efektów zaczerpniętych z teatralnej scenografii. Otóż wszystkie te ołtarze, za sprawą zabiegu malarskiego zwanego marmoryzacją, choć drewniane, jako żywo przypominają marmur, i to w fantastycznych kolorowych odmianach (w każdym ołtarzu gama barw jest inna). Pewnie niejeden zwiedzający nabrał się na sztuczki mistrza Beranka.

Ponidzie 2012

Fragment jednego z ołtarzy bocznych, z drewnianymi kolumnami imitującymi marmur

Ciekawie opowiadał o historii kościoła jego proboszcz, który odłożył nawet inne zajęcia, by spotkać się z nami. Odpowiedział m.in. na zasadnicze pytanie, czyli: skąd w tak małej wiosce tak imponująca świątynia? Otóż kościół ten wzniesiono jako miejsce pochówku rodu Wielopolskich i to oni finansowali jego budowę. Spoczywa tu m.in. Aleksander Wielopolski - ciekawa i nie do końca zrozumiana przez współczesnych postać polskiej historii. Obecnie utrzymanie tak okazałego zabytku w tak małej parafii wymaga ogromnych starań. Jednakże, pomimo trudności z pozyskaniem środków, w kościele prowadzone były (i z pewnością jeszcze będą) prace konserwatorskie, dzięki którym nadal prezentuje się on przepięknie.

Z Młodzaw zmierzamy już prosto na nasze pole biwakowe w Gackach. Jeszcze tylko uzupełniamy zapasy w pobliskim sklepie. Rzucam okiem na półkę, gdzie nazwy najbardziej poetyckie, a ceny najbardziej przystępne. W większości sklepów tu właśnie kryją się perełki, tak jest też i tym razem: "Porzeczkowy bączek"! Niczym egzotycznego motyla, podziwiam go z daleka i pozostawiam w jego ekosystemie.

Ponidzie 2012

Do namiotów już tylko krok (Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Motocykle już rozkulbaczone, jeźdźcy też już z grubsza otrzepani z kurzu. Pora na podwieczorek i leżakowanie. Wraca też Łukasz jako pasażer w koszu, witany przez wszystkich oklaskami. Nie traci pogody ducha, choć widać że stłuczone kolana mocno dają mu się we znaki. Pocieszamy go, że tak naprawdę zacznie boleć dopiero jutro, gdy przestaną działać środki przeciwbólowe.

Ponidzie 2012

Jedni regenerowali siły zimną kąpielą...(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

... inni - gorącym żurkiem.(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Wieczór, tak jak poprzedni, spędziliśmy przy ognisku, choć my znów bez szaleństw, by zachować trochę sił na jutrzejszy powrót do domu. Jeszcze długo w noc niosły się za to pikantne przyśpiewki regionalne, których niewyczerpane bogactwo chowa w zanadrzu Andrzej.

Rano niespiesznie sączymy kawy, potem zaczynamy zwijać graty. Została jeszcze ostatnia część rajdu, czyli wręczenie pamiątkowych dyplomów wszystkim uczestnikom oraz nagród dla najstarszych i najmłodszych rajdowiczów, a także dla największego pechowca imprezy (chyba nie muszę pisać, kto otrzymał tę ostatnią).

Ponidzie 2012 Ponidzie 2012

Uczestnicy rajdu z wielką radością odbierali pamiątkowe dyplomy (Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012 Ponidzie 2012

Dla młodszych rajdowiczów przygotowano też nagrody specjalne (Fot.: Adam Grzegorzewski)

I znów, tak jak rok wcześniej, odjeżdżaliśmy z żalem, że rajd minął tak szybko, i z przekonaniem, że za rok z pewnością nie może nas tu zabraknąć.

Ponidzie 2012

(Fot.: Adam Grzegorzewski)

Ponidzie 2012

Do zobaczenia za rok! (Fot.: Adam Grzegorzewski)


Napisała mysia

Zdjęcia: Adam Grzegorzewski, Magda Denejko, mysia, gobert

Wykorzystano informacje ze stron internetowych: Przechadzka po Pińczowie, Rynek Kamienia